Kłopoty z wymowa to nie wszystko, gubił mnie również bardzo ograniczony zasób slow. Wkuwałam słówka w wolnych chwilach, zakupiłam wraz z siostra kursy i starałam się zapamiętać jak najwięcej.
Zderzenie z rzeczywistością ciągle udowadniało mi, ze nic nie umiem.
A oto kilka wpadek:
W supermarkecie ekspedientka zapytała mnie czy chce reklamówkę. A ponieważ przyjęłam taktykę odpowiadania "nie" na pytania których nie rozumiem, zostałam ze stosem zakupów na kasie i niemej rozpaczy na twarzy bo gdzież miałam upychać ten chleb, masło, kurczaka, ziemniaki, sałatki - po kieszeniach?! Dobrze, ze kasjerka zorientowała się w moich zdolnościach językowych i podała mi upragniona reklamówkę. chwyciłam ja jak diabeł dusze i czerwona jak burak upchałam zakupy. A tu następne pytanie " Czy nie mam nic przeciwko samodzielnemu pakowaniu?"
O Matko! i córko! Czego chce ta kobieta ode mnie!!! Ze zdenerwowania ręce mi latały ale jak zwykle odpowiedziałam "nie". Ekspedientka popatrzyła na mnie podejrzliwie i pomogła mi spakować te nieszczęsne zakupy. Cale szczęście, ze cena wyświetlała się na ekranie bo kolejne potyczki językowe przyprawiły by mnie o zawal.
Kolejna wpadkę miałam prosząc w pracy o sama bułkę do jedzenia. Za nic w świecie nie wiedziałam jak to powiedzieć ale w przebłysku mojego "geniuszu" zaświtało mi, ze był film "Kevin sam w domu" Alone!!! Wiec poprosiłam o samotna bułkę. Jeszcze dzisiaj się ze mnie śmieją.
Buziak i klucz- dla mnie te wyrazy jeszcze do tej pory brzmią podobnie i często zdarza mi się, ze buziakiem zamykam drzwi albo zostawiłam buziaka w dziurce na klucz :)
Ścierki, ubrania i rękawiczki - trzy wyrazy wypowiedziane niedbale przez anglika brzmią identycznie!
Ileż razy proszono mnie o ścierki a podawałam rękawiczki.
Z żywym językiem zaczęłam mieć szybko do czynienia bo dopadły mnie urzędowe sprawy, mnóstwo spraw, do dzisiaj nie rozumiem czasem co do mnie mówią ale już nie boje się zapytać o co chodzi.
Wpadki językowe to nie tylko moja domena. Pewna osoba ;) pracująca ze mną, na pytanie "Czy odwieźć Cie do domu po pracy?" w panice odpowiedziała " Nie dziękuje, znajomy da mi dom" :)
Kolejna osóbka która angielskiego nie wyssała z mlekiem matki, namiętnie każde zdanie zaczyna od "I'm" (ja jestem) a najczęściej chce powiedzieć samo "ja". Ponieważ cechuje ja totalna niechęć do czasowników, rezygnuje z nich prawie zawsze. W rezultacie wychodzą takie rodzynki. Chcąc powiedzieć "Ja jadłam pizze" wychodzi "Ja jestem pizza" zamiast "Rozmawiam z koleżanką" - " Jestem koleżanką" "Idę do toalety"- "Jestem toaleta" :)
Pewna Brazylijka będąca tu już od 10 lat, studiuje angielski w szkole. Co jej w niczym nie przeszkadza do wszystkich wyrazów próbować na końcu wstawiać "i"
Zamiast mówić "ja mam" ( I have) ona usilnie wmawia mi " ja ciężka" (I hevi) Zważywszy na jej drobna posturę brzmi to zabawnie...
Ponieważ człowiek to zwierz leniwy w pracy posługujemy się skrótami a nie mówimy całych zdań i stad ostatnio kiedy chciałam zrobić wrażenie na pewnym dżentelmenie i opieprzyć go, ze mi postawił swoja filiżankę po kawie do mycia- a wyszło mi po prostu "Czy możesz mnie umyć?" Myślałam, ze facet glebnie, niezła propozycja zważywszy, ze wcześniej ciągnęło mnie do niego. Na szczęście mi przeszło (?) a moja propozycja została skorygowana :)
I tym optymistycznym akcentem
Goodi Nighti
Ps. Ciekawa jestem czy ktoś z Was miał takie przygody z językiem obcym?
hahahah
OdpowiedzUsuńI'm pizza :D
OdpowiedzUsuńBylo troche wpadek.
OdpowiedzUsuńOj, ja mam całe mnóstwo wpadek anglojęzycznych, zważywszy, że Totalnie Nietutejszy pochodzi z Nigerii, czyli kraju anglojęzycznego :)
OdpowiedzUsuń